Szłam ciemną uliczką, w znikomym
celu.
Coś niewidzialnego mnie tam ciągnęło, jakaś jakby nić. Robiło się coraz
ciemniej, telefon wibrował. Nie zwracałam na to uwagi. Nie przeszkadzało mi to
wcale, widziałam idealnie. Wpatrzona w drogę, kierowałam się na wschód, szłam
już może pół godzinny. Głowa – czemu tak boli ?
Przecież jestem wampirem. Nie
powinnam nic czuć, a jednak. Robiło się coraz bardziej pusto, ciemno. Telefon
dalej dawał o sobie znać. Szłam jak w transie, nie bałam się, bo niby czego.
Nagle moim oczom ukazała się duża polana, porośnięta wokoło lasem, duża trawa
chyba dawno nikt tutaj nie zaglądał. Stał na niej wysoki mężczyzna.
Wydawało
się, że go znam. Przyspieszyłam kroku i znalazłam się naprzeciw mężczyzny.
Wpatrywał się we mnie, a potem się uśmiechnął.
Byłam zdezorientowana.
- co ja tutaj robię?
Nagle mnie olśniło, jak się tu
znalazłam. I ta głowa coraz bardziej bolała.
- przyszłaś tutaj, bo ja tak
chciałem.
Usłyszałam silny głos mężczyzny,
który niósł się po lesie. Zrobił krok w moją stronę, ja automatycznie się
odsunęłam.
- dlaczego ?
Głos mi dziwnie zadrżał, nagle
poczułam lęk. Kto to jest?
- boisz się prawda? Świetnie,
niby taka silna, a się boi. Ciekawe?
Sparaliżowało mnie, mężczyzna
przejechał mi zimnym palcem po policzku. Nie mogłam się ruszyć, kto to jest?
Jak mnie znalazł. Łza pojawiła się na moim policzku. Chciałam żeby Klaus mnie
znalazł. Nie potrzebna była ta sprzeczka. Telefon po raz kolejny przypomniał o
sobie.
- czemu nie mogę się ruszyć?
Zapytałam z przerażeniem. Matko
jak się boje.
- widzisz tak działają czary,
ciemne czarny. Bardzo się cieszę, że działają.
Pojedyncza łza spłynęła na mój
policzek. Mężczyzna spojrzał mi głęboko w oczy.
- czego chcesz od mnie?
Krzyknęłam przerażona. Klaus
gdzie jesteś, chciałam go mieć przy sobie.
- nie od ciebie kochanie, tylko
od Klausa. Wiesz bo ja bardzo chce go zabić. Zabić. Zabić.
Nagle moją głowę przeszedł ból,
upadłam na ziemię, a z mojego gardła wydostał się przerażający krzyk. Czułam
się tak jakby ktoś wbił mi tysiąc szpilek w czaszkę. Tajemniczy się uśmiechnął,
a ból zmniejszył się do minimum. Podszedł do mnie i podniósł mnie.
- czemu mi to robisz?
Zaczęłam szlochać.
- ponieważ już powiedziałem ty
jesteś kluczem do Klausa. To co zrobił, to że wybił całą moją rodzinę,
zasługuje na najgorsze. Mógłbym go zabić, ale po co? Jak mogę podręczyć taką
ślicznotkę.
Ten jego uśmiech mnie przerażał.
Czułam jego zimny oddech na policzku. Przełknęłam głośno ślinę, otworzyłam oczy
i zobaczyłam, dwanaście czarownic. Poczułam, że mnie nie blokuje wstałam
błyskawicznie i chciałam uciec, ale wtedy poczułam przerażający ból w klatce
piersiowej, a potem była już nicość.
Z perspektywy Klausa:
Szedłem ulicą kolejny raz
wybierając ten sam numer.
I kolejny raz to samo. Byłem wściekły na siostrę,
czemu tak na nią naskoczyła. Miałem ochotę kogoś zabić. Czemu ona nie odbiera,
zaczynam się bać. Po raz kolejny znalazłem się na rynku. Te same twarze,
chciałem ją przytulić. Przeprosić. Zawróciłem, szybkim krokiem wróciłem do
hotelu, Rebekah siedziała dalej w moim pokoju i miała wszystko gdzieś. Moja
wściekłość wzięła górę, podbiegłem do niej i mocno potrząsnąłem ją. Należało
się jej, za to jak potraktowała Caroline.
- CO TY NAROBIŁAŚ ?
Krzyknąłem, a ona wyrwała się i
usiadła na łóżku.
- O co ci chodzi ?
- O co mi chodzi? O Caroline
nigdzie jej nie ma, a telefon wyłączony.
- Może poszła się zabawić, zawsze
była lekkich obyczajów.
Teraz mnie wyraźnie wkurzyła,
chciałem ją zabić.
- NIGDY NIE MÓW TAK O NIEJ
ROZUMIESZ.!
Do pokoju wpadli nasi bracia, w
ataku furii uderzyłem pięścią w ścianę, a z sufitu posypał się tynk. Wybrałem
kolejny raz numer, ale po chwili rzuciłem nim o ścianę.
- spokojnie bracie, co się stało?
Położył dłoń na moim ramieniu
Elijah.
- laska mu zginęła.
Oznajmiła tak spokojnie siostra,
a mnie trafiał szlak. Zacisnąłem ręce w pięści i zamknąłem oczy. Chciałem
trochę ochłonąć.
- jak to nie ma jej, to gdzie
jest?
Kol, był wyraźnie zmartwiony.
Słyszałem jak wyciąga telefon, ale po chwili już go chowa.
- Rebekah na nią naskoczyła, a
ona wybiegła. Głupi zostałem, a jak jej coś się stało, nie wybaczę sobie. Czemu
za nią nie pobiegłem.
Po raz kolejny zadałem sobie to
samo pytanie. Usiadłem, a potem schowałem twarz w rękach.
- Spokojnie znajdziemy ją. Jest
silna.
Elijah też się przejął, tylko
Rebekah była poirytowana.
- Klaus zbieraj się idziemy na
miasto trzeba ją znaleźć.
Wybiegłem, ruszyłem ciemnymi
ulicami, nie miałem pojęcia gdzie jej szukać.
Z perspektywy Caroline:
Ten ból. Ten pokój. Czułam, że w
nadgarstki wbija mi się materiał przesycony werbeną. Nie mogłam normalnie
myśleć. Otworzyłam oczy siedziałam na środku dużego pokoju. W kącie siedziała
młoda kobieta i wypowiadała jakieś zaklęcia. Moja głowa pękała czułam, że
niedługo tego nie wytrzyma. Chciałam pozbyć się tego okropnego bólu. Do ciemnego
pokoju wszedł ten sam tajemniczy mężczyzna.
Modliłam się, żeby mnie dobili, ten
ból mnie dosłownie dobijał. Spojrzałam błagalnie w stronę mężczyzny.
- O już się obudziłaś, bardzo się
cieszę!
- głowa, niech ona przestanie
boleć!
Krzyknęłam, a echo przeszło po
całym pomieszczeniu.
- spokojnie, powiesz gdzie jest
twój ukochany. Przestanie cię boleć.
Zbliżył swoją twarz tak, że
dzieliło od mojej zaledwie kilka centymetrów. Spuściłam wzrok.
- spadaj…
- nie ładnie, nie ładnie zła
odpowiedź.
Wyciągnął nóż i rozciął mi
policzek. Poczułam, że był zamoczony w werbenie, krzyknęłam. Ciepła krew oblała
mój policzek. Odchylił moją głowę do tyłu i wlał krople werbeny do moich oczu.
Zawyłam z bólu.
Moje oczy się topiły. Nie miałam siły krzyczeć. Nagle kobieta z
boku wstała.
- gotowe.
- teraz kochanie znajdziemy
twojego pierwotnego.
Zaśmiał się szyderczo, położył mi
dłonie na czole i parzył w moje myśli. Skala bólu stała się nie do wytrzymania,
zaczęłam krzyczeć.
- mam już wiem, wyślijcie do
niego Camille i Toma.
- ciii skarbie… jeśli będziesz
grzeczna nic ci nie zrobimy.
W moich oczach pojawiły się łzy,
które ciurkiem spływały po policzkach. Nie bałam się o siebie tylko o niego,
jak mu coś zrobią. Wiem, że to głupie jak można pokonać tysiącletnią hybrydę,
ale to było silniejsze. Nie wiem ile tu siedziałam, godzinę, dwie, a może całą
noc. Gdyby nie Rebekah to bym się tutaj nie znalazła, boje się. Mój telefon w
końcu przestał dzwonić. Siedziałam sama, ciemność moje oczy bolały. Jakaś
dziwna siła sprawiała, że opadałam coraz
bardziej z sił. Nagle do pokoju weszła jakaś młoda kobieta, blondynka o
szczupłej budowie ciała, podeszła do mnie, patrzyła na mnie.
Chciała mnie rozwiązać, ale wtedy
wpadł ten wrogi mężczyzna i powalił ją na ziemię, a mnie ogarnęła nicość…
************************
Jest ósmy ;)
Przepraszam, żę dopiero teraz ale miałam w szkole niezły zapierdziel mam nadzieje, że się podoba :)
Wydawało się, że go znam. Przyspieszyłam kroku i znalazłam się naprzeciw mężczyzny. Wpatrywał się we mnie, a potem się uśmiechnął.
I kolejny raz to samo. Byłem wściekły na siostrę, czemu tak na nią naskoczyła. Miałem ochotę kogoś zabić. Czemu ona nie odbiera, zaczynam się bać. Po raz kolejny znalazłem się na rynku. Te same twarze, chciałem ją przytulić. Przeprosić. Zawróciłem, szybkim krokiem wróciłem do hotelu, Rebekah siedziała dalej w moim pokoju i miała wszystko gdzieś. Moja wściekłość wzięła górę, podbiegłem do niej i mocno potrząsnąłem ją. Należało się jej, za to jak potraktowała Caroline.
a mnie trafiał szlak. Zacisnąłem ręce w pięści i zamknąłem oczy. Chciałem trochę ochłonąć.
Modliłam się, żeby mnie dobili, ten ból mnie dosłownie dobijał. Spojrzałam błagalnie w stronę mężczyzny.
Moje oczy się topiły. Nie miałam siły krzyczeć. Nagle kobieta z boku wstała.