wtorek, 18 czerwca 2013

8

Szłam ciemną uliczką, w znikomym celu. 

Coś niewidzialnego mnie tam ciągnęło, jakaś jakby nić. Robiło się coraz ciemniej, telefon wibrował. Nie zwracałam na to uwagi. Nie przeszkadzało mi to wcale, widziałam idealnie. Wpatrzona w drogę, kierowałam się na wschód, szłam już może pół godzinny. Głowa – czemu tak boli ?
Przecież jestem wampirem. Nie powinnam nic czuć, a jednak. Robiło się coraz bardziej pusto, ciemno. Telefon dalej dawał o sobie znać. Szłam jak w transie, nie bałam się, bo niby czego. Nagle moim oczom ukazała się duża polana, porośnięta wokoło lasem, duża trawa chyba dawno nikt tutaj nie zaglądał. Stał na niej wysoki mężczyzna.
Wydawało się, że go znam. Przyspieszyłam kroku i znalazłam się naprzeciw mężczyzny. Wpatrywał się we mnie, a potem się uśmiechnął.
Byłam zdezorientowana.
- co ja tutaj robię?
Nagle mnie olśniło, jak się tu znalazłam. I ta głowa coraz bardziej bolała.
- przyszłaś tutaj, bo ja tak chciałem.
Usłyszałam silny głos mężczyzny, który niósł się po lesie. Zrobił krok w moją stronę, ja automatycznie się odsunęłam.
- dlaczego ?
Głos mi dziwnie zadrżał, nagle poczułam lęk. Kto to jest?
- boisz się prawda? Świetnie, niby taka silna, a się boi. Ciekawe?
Sparaliżowało mnie, mężczyzna przejechał mi zimnym palcem po policzku. Nie mogłam się ruszyć, kto to jest? Jak mnie znalazł. Łza pojawiła się na moim policzku. Chciałam żeby Klaus mnie znalazł. Nie potrzebna była ta sprzeczka. Telefon po raz kolejny przypomniał o sobie.
- czemu nie mogę się ruszyć?
Zapytałam z przerażeniem. Matko jak się boje.
- widzisz tak działają czary, ciemne czarny. Bardzo się cieszę, że działają.
Pojedyncza łza spłynęła na mój policzek. Mężczyzna spojrzał mi głęboko w oczy.
- czego chcesz od mnie?
Krzyknęłam przerażona. Klaus gdzie jesteś, chciałam go mieć przy sobie.
- nie od ciebie kochanie, tylko od Klausa. Wiesz bo ja bardzo chce go zabić. Zabić. Zabić.
Nagle moją głowę przeszedł ból, upadłam na ziemię, a z mojego gardła wydostał się przerażający krzyk. Czułam się tak jakby ktoś wbił mi tysiąc szpilek w czaszkę. Tajemniczy się uśmiechnął, a ból zmniejszył się do minimum. Podszedł do mnie i podniósł mnie.
- czemu mi to robisz?
Zaczęłam szlochać.
- ponieważ już powiedziałem ty jesteś kluczem do Klausa. To co zrobił, to że wybił całą moją rodzinę, zasługuje na najgorsze. Mógłbym go zabić, ale po co? Jak mogę podręczyć taką ślicznotkę.
Ten jego uśmiech mnie przerażał. Czułam jego zimny oddech na policzku. Przełknęłam głośno ślinę, otworzyłam oczy i zobaczyłam, dwanaście czarownic. Poczułam, że mnie nie blokuje wstałam błyskawicznie i chciałam uciec, ale wtedy poczułam przerażający ból w klatce piersiowej, a potem była już nicość.
Z perspektywy Klausa:
Szedłem ulicą kolejny raz wybierając ten sam numer.
I kolejny raz to samo. Byłem wściekły na siostrę, czemu tak na nią naskoczyła. Miałem ochotę kogoś zabić. Czemu ona nie odbiera, zaczynam się bać. Po raz kolejny znalazłem się na rynku. Te same twarze, chciałem ją przytulić. Przeprosić. Zawróciłem, szybkim krokiem wróciłem do hotelu, Rebekah siedziała dalej w moim pokoju i miała wszystko gdzieś. Moja wściekłość wzięła górę, podbiegłem do niej i mocno potrząsnąłem ją. Należało się jej, za to jak potraktowała Caroline.
- CO TY NAROBIŁAŚ ?
Krzyknąłem, a ona wyrwała się i usiadła na łóżku.
- O co ci chodzi ?
- O co mi chodzi? O Caroline nigdzie jej nie ma, a telefon wyłączony.
- Może poszła się zabawić, zawsze była lekkich obyczajów.
Teraz mnie wyraźnie wkurzyła, chciałem ją zabić.
- NIGDY NIE MÓW TAK O NIEJ ROZUMIESZ.!
Do pokoju wpadli nasi bracia, w ataku furii uderzyłem pięścią w ścianę, a z sufitu posypał się tynk. Wybrałem kolejny raz numer, ale po chwili rzuciłem nim o ścianę.
- spokojnie bracie, co się stało?
Położył dłoń na moim ramieniu Elijah.
- laska mu zginęła.
Oznajmiła tak spokojnie siostra,
a mnie trafiał szlak. Zacisnąłem ręce w pięści i zamknąłem oczy. Chciałem trochę ochłonąć.
- jak to nie ma jej, to gdzie jest?
Kol, był wyraźnie zmartwiony. Słyszałem jak wyciąga telefon, ale po chwili już go chowa.
- Rebekah na nią naskoczyła, a ona wybiegła. Głupi zostałem, a jak jej coś się stało, nie wybaczę sobie. Czemu za nią nie pobiegłem.
Po raz kolejny zadałem sobie to samo pytanie. Usiadłem, a potem schowałem twarz w rękach.
- Spokojnie znajdziemy ją. Jest silna.
Elijah też się przejął, tylko Rebekah była poirytowana.
- Klaus zbieraj się idziemy na miasto trzeba ją znaleźć.
Wybiegłem, ruszyłem ciemnymi ulicami, nie miałem pojęcia gdzie jej szukać.
Z perspektywy Caroline:
Ten ból. Ten pokój. Czułam, że w nadgarstki wbija mi się materiał przesycony werbeną. Nie mogłam normalnie myśleć. Otworzyłam oczy siedziałam na środku dużego pokoju. W kącie siedziała młoda kobieta i wypowiadała jakieś zaklęcia. Moja głowa pękała czułam, że niedługo tego nie wytrzyma. Chciałam pozbyć się tego okropnego bólu. Do ciemnego pokoju wszedł ten sam tajemniczy mężczyzna.
Modliłam się, żeby mnie dobili, ten ból mnie dosłownie dobijał. Spojrzałam błagalnie w stronę mężczyzny.
- O już się obudziłaś, bardzo się cieszę!
- głowa, niech ona przestanie boleć!
Krzyknęłam, a echo przeszło po całym pomieszczeniu.
- spokojnie, powiesz gdzie jest twój ukochany. Przestanie cię boleć.
Zbliżył swoją twarz tak, że dzieliło od mojej zaledwie kilka centymetrów. Spuściłam wzrok.
- spadaj…
- nie ładnie, nie ładnie zła odpowiedź.
Wyciągnął nóż i rozciął mi policzek. Poczułam, że był zamoczony w werbenie, krzyknęłam. Ciepła krew oblała mój policzek. Odchylił moją głowę do tyłu i wlał krople werbeny do moich oczu. Zawyłam z bólu.
Moje oczy się topiły. Nie miałam siły krzyczeć. Nagle kobieta z boku wstała.
- gotowe.
- teraz kochanie znajdziemy twojego pierwotnego.
Zaśmiał się szyderczo, położył mi dłonie na czole i parzył w moje myśli. Skala bólu stała się nie do wytrzymania, zaczęłam krzyczeć.
- mam już wiem, wyślijcie do niego Camille i Toma.
- ciii skarbie… jeśli będziesz grzeczna nic ci nie zrobimy.
W moich oczach pojawiły się łzy, które ciurkiem spływały po policzkach. Nie bałam się o siebie tylko o niego, jak mu coś zrobią. Wiem, że to głupie jak można pokonać tysiącletnią hybrydę, ale to było silniejsze. Nie wiem ile tu siedziałam, godzinę, dwie, a może całą noc. Gdyby nie Rebekah to bym się tutaj nie znalazła, boje się. Mój telefon w końcu przestał dzwonić. Siedziałam sama, ciemność moje oczy bolały. Jakaś dziwna siła sprawiała,  że opadałam coraz bardziej z sił. Nagle do pokoju weszła jakaś młoda kobieta, blondynka o szczupłej budowie ciała, podeszła do mnie, patrzyła na mnie.
- już po ciebie idą.
Chciała mnie rozwiązać, ale wtedy wpadł ten wrogi mężczyzna i powalił ją na ziemię, a mnie ogarnęła nicość… 








************************
Jest ósmy ;) 
Przepraszam, żę dopiero teraz ale miałam w szkole niezły zapierdziel mam nadzieje, że się podoba :)

Zapraszam do  KOMENTOWANIA 

piątek, 7 czerwca 2013

7

Nowy Orlean świat pełen tajemnic i dramatów.
W tym mieście królują wampiry, tak wampiry i nikomu nie pozwolą sobie wejść w drogę. Ciekawe miejsca są mroczne i niebezpieczne dla zwykłych śmiertelników. Po kilkunastu godzinach lotu, byliśmy w małym hotelu. Rozpakowałam swoją walizkę, a Klaus opróżniał swoją. Nagle objął mnie od tyłu.
- chodź pokaże Ci najlepsze miejsca tego miasta.
Zamruczał mi do ucha. Obróciłam się, złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Ukochany wziął mnie za rękę i wyszliśmy z małego hotelu. Holl był urządzony w starym stylu, drewno było motywem przewodnim. Za kontuarem stała miła drobna recepcjonistka i uśmiechała się do wszystkich. Pierwotny wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w miasto, zabawa dopiero się zaczynała. Szliśmy wąskimi uliczkami, wtuleni w siebie w końcu dotarliśmy na rynek miasta. Gdzieś z boku stała stara kapela i grała jazz, ktoś z boku malował. Ludzie się przepychali, inni zatrzymywali. Każdy na chwilę przystanął, by zobaczyć urok tego miejsca.
- Klaus tu jest magicznie.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy.
- Dlatego cię tu zabrałem.
Powoli zbliżył swoją twarz i złożył na niej namiętny pocałunek. W głowie mi się zakręciło, czułam się fantastycznie.
- teraz pokażę ci moją ulubioną knajpkę.
- chodźmy.
Wplótł swoje palce między moje i udaliśmy się do wyznaczonego miejsca, już na zewnątrz było słuchać mocny śpiew mężczyzny.
Weszliśmy do środka, było tam tak przytulnie, czarnoskóry mężczyzna śpiewał i towarzyszyła mu orkiestra, a kobiety mdlały pod sceną. Jakaś para siedziała w rogu i się całowała. Przeleciałam wzrokiem po Sali w poszukiwaniu wolnego miejsca do siedzenia, zatrzymałam się na wolnym stoliku. Pociągnęłam Klausa w stronę wolnego stolika, muzyka przestała grać.
- Niemożliwe, Klaus MÓJ stwórca, MÓJ mentor, MÓJ zbawca.
Zszedł z sceny wokalista i z uśmiechem podszedł do Klausa.
- Marcel ! Mój wspaniały uczeń.
Ukochany wykonał przyjacielski uścisk z wokalistą. Stałam z boku i wpatrywałam się w całe zdarzenie. Marcel obrócił się w moją stronę, potem popatrzył na Klausa i znowu na mnie.
- A to kto mój kochany przyjacielu.
Uśmiechał się do mnie przyjacielsku.
- A to Marcelu jest moja ukochana Caroline.
- Witaj Caroline, jestem Marcel. Nie sądziłem, że Klaus znajdzie swoją ukochaną.
- Witaj Marcelu, miło poznać.
Mężczyzna był dość wysoki dobrze zbudowany, zawsze uśmiechnięty.
- Kelner trzy razy Burbon proszę.
Krzyknął wokalista i usiedliśmy wszyscy przy stole. Po chwili przy stoliku znalazła się kelnerka o blond włosach.
- Klausie co cię sprowadza do Nowego Orleanu?
- Mam parę spraw do załatwienia, ale też chciałem pokazać ukochanej moje ulubione miasto.
- Może zdradzisz jakie to sprawy.
Klaus zrobił się jakiś dziwny, wzięłam spory łyk drinka. Mocny napój rozpalił moje gardło, zapadła dziwna cisza. Klaus się zrobił groźną minę.
- Marcel, miło Cię było spotkać, ale idziemy oglądać dalej miasto.
Pierwotny podniósł się, a ja zrobiłam to samo.
- kochani chcecie zobaczyć najlepszą część miasta, zapraszam za mną.
Uśmiechną się Marcel i wyszliśmy wszyscy z knajpki, przytulona do Klausa ruszyłam za Marcelem. Popatrzyłam na pierwotnego pytającym wzrokiem, a na odpowiedź dostałam całusa w czoło. Szliśmy wolno Marcel co chwilę się z kimś witał. Klaus wyraźnie był tym poirytowany, skręciliśmy w wąską uliczkę i naszym oczom ukazała się masywna budowla. W środku widać była niezła zabawa, był to stary budynek ale miał jakąś magiczną część.
- witajcie w moim królestwie.
Obrócił się do nas Marcel i wskazał ręką na budynek.
- chodźmy zobaczyć to cudo.
Odezwałam się i ruszyłam do środka, ukochany z Marcelem zostali sami na zewnątrz. Wewnątrz panował klimat mocnego klubu dyskotekowego, mocne lasery i natężenie świateł, nikt się tutaj nie ograniczał. Widać było, że wampiry żądzą. Po lewej stronie ciągnął się długi bar, na piętrze miał swoje miejsce DJ. Udałam się do baru i usiadłam na jednym z krześle.
- co dla ciebie piękna.
Odezwał się uroczy, młody barman.
- a co pan poleca?
- poczekaj zrobię ci coś specjalnego.
Uśmiechnęłam się i wpatrywałam się dalej w bawiących się ludzi, z tańczącego tłumu zobaczyłam moich towarzyszy śmiejących się, chyba załatwili wszystko co im leżało na duszy.
- proszę to dla ciebie.
Za swoimi plecami, usłyszałam głos tego samego mężczyzny.
- dziękuje.
Sięgnęłam po swojego drinka i wzięłam mały łyk. Klaus z Marcelem podeszli do mnie, od razu przytuliłam się do mojego ulubionego pierwotnego.
- jak ci się podoba moje królestwo Caroline.
Usiadł obok mnie Marcel.
- jest dosyć ciekawie i robią dobre drinki.
Uśmiechnęłam się do barmana.
- Zapraszam na piętro tam się dopiero zaczyna zabawa.
Wypiłam do końca drinka i udaliśmy się na piętro, szliśmy wolno po kątach siedzieli ludzie i wampiry. Marcel podszedł do jakiejś blondynki i udali się jakiegoś pomieszczenia.
- Chodź kochana pokaże ci miasto z góry.
Klaus wziął mnie za rękę i udaliśmy się na duży balkon, widoki zapierały dech w piersiach. Cały Nowy Orlean był oświetlony, to miejsce magiczne podeszłam do Klausa objęłam go i mocno pocałowałam. Klaus przyciągnął mnie do siebie i mocno całował, kiedy skończył uśmiechnęłam się do niego.
- Kocham Cię Caroline.
Spojrzał mi głęboko w oczy, i jeszcze raz namiętnie pocałował.
- Klaus też Cię kocham.
- Chodźmy do hotelu.
Powiedział i skoczył z balkonu, stanął i wyraźnie czekał na mój ruch. Powoli przełożyłam nogi przez barierkę i skoczyłam, było szybko i łatwo.
- bardzo ładny skok kochana.
Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy pędem do hotelu, ciepły wiatr otulał nasze twarze po kilku minutach byliśmy w hollu, wolno ruszyliśmy w stronę naszego pokoju. Przed drzwiami stał Kol i wyraźnie się ucieszył, że nas zobaczył.
- Kol nie masz swojego pokoju?
Zapytałam wchodząc do naszego pokoju usiadłam na łóżku, a bracia usiedli na fotelach.
- Mam ale chciałem wam powiedzieć, że Rebekah i Elijah jutro przyjeżdżają nas odwiedzić.
- Fantastycznie, dawno nie widziałem się z siostrzyczką. Ciekawe czy będzie sama czy z tym sportowcem Mattem?
Klaus wstał, otworzył okno i wpatrywał się czarne niebo.
- co, że niby Matt i Rebekah są razem ?
Byłam wyraźnie zdziwiona nie sądziłam, że oni razem. Podeszłam do Klausa i przytuliłam się mocno.
- No wiesz Caroline jak ty i Klaus możecie być razem to oni tym bardziej.
Zaśmiał się Kol.

- Kol, a ty kiedy przedstawisz na swoją wybrankę?
- na razie żadna nie zasługuje na moje zainteresowanie.
- a może żadna cię nie chce.
Zachichotał Klaus.
- dobra idę na miasto coś zjeść, miłej nocy.
Kol wyszedł z pokoju, a Klaus objął moją twarz i delikatnie pocałował.
- co będziemy robić.
Wplótł mi rękę we włosy.
- a co masz na myśli.
Przygryzłam wargę i pocałowałam go namiętnie.
Ukochany przyciągną mnie do siebie, jego dłonie weszły pod moją koszulkę, a po chwili wylądowała ona na podłodze. Całując się cały czas przeszliśmy na duże małżeńskie łoże położyłam się, a Klaus znalazł się nad mną. Całował mnie po szyi, jego dłonie były wszędzie. Nagle przerwał nam mój wibrujący telefon usiadłam, a Klaus położył się na plecach.
- uratowana przez telefon po komórkowy.
Zerknęłam na telefon ale szybko go odłożyłam.
- To na czym skończyliśmy?
Niklaus usiadł obok mnie, jego ręka powędrowała na plecy. Moje ciało nagle zrobiło się gorące, chwyciłam go za włosy i namiętnie pocałowałam. Całowałam go mocno, Klaus miał taki słodki oddech. Język Klausa badał moje uzębienie, całowałam go bardzo mocno. Jego ręka powędrowała do moich szortów, odpiął guzik i przejechał rękoma po moim brzuchu.   Spojrzałam na jego koszulkę, a on ją szybko ściągnął. Jego tors był rewelacyjny dobrze zbudowany gładziłam rękoma po jego wyrzeźbionej klacie, Klaus powrócił do moich spodenek gładził rękoma po moim udzie. Po chwili moje szorty wylądowały na podłodze, mocno go pocałowałam, usta ukochanego były takie miękkie. W pokoju było bardzo gorąco, krople potu znalazły się na moim karku, starłam je i powróciłam do ust Klausa ściągnęłam mu spodnie. Mężczyzna zaczął całować mnie po obojczyku, ramionach szybkim ruchem jego ręka powędrowała na plecy i odpiął metalowe zapięcie stanika, lekko się zaczerwieniłam. Nie miałam się czego wstydzić, a to było silniejsze. Klaus był bardzo rozpalony, jego pocałunki były takie mocne, jakby chciał wyssać moje wargi. Jego ręce powędrowały do moich majteczek, szybko je rozerwał. Szkoda, były dosyć ładne ukochany szybko pozbył się swojej bielizny. Chwile potem byliśmy jednością. Czułam się fantastycznie, delikatnie całował, delikatnie dotykał. Kochałam tego faceta, kochałam.
Przytulona do jego torsu, chciałam żeby tak było już zawsze. Chciałam się przy nim budzić i zasypiać. Pierwotny chyba zasnął, zamknęłam oczy i myślałam o naszym pierwszym spotkaniu w Londynie. Kiedy tak rozmyślałam zmorzył mnie sen. Następnego dnia obudziłam się wypoczęta, chciałam się przytulić ale nie było nikogo obok mnie. Zobaczyłam tylko kartkę:
         Kochanie pojechałem po rodzeństwo na lotnisko, będę niedługo…
                                                                       KOCHAM CIĘ KLAUS”
 
Uśmiechnęłam się, wstałam wzięłam świeże ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam starannie włosy. Założyłam kwiaciastą sukienkę i czarne balerinki. Radosna wyszłam z łazienki, wtedy do pokoju wszedł Klaus i jego siostra.
- Klaus co ona tu robi?
Krzyknęła zdenerwowana Rebekah… 




















***********************
No i jest kolejne :)
Jak się podoba zostawiajcie komentarze :***